Miniaturka 1

„Tak jest mi o wiele lepiej...”



Życie. Czym ono w ogóle jest? Jaka jest jego definicja? Pytanie to zadaję sobie od kiedy tylko pamiętam. Właściwie to nadal nie znam na nie dokładnej odpowiedzi. Zapytawszy innych w odpowiedzi otrzymuję mnóstwo metafor i porównań. Niektórzy mówią, iż jest to dar, inni że - przekleństwo. Są to jednak tylko puste frazesy, które prawie nic nie wnoszą. Są niczym przechodnie na ulicy, których widuje się codziennie. Są częścią twojego krajobrazu, ale czy przez to mają jakiś wpływ na ciebie? Raczej nie.
Jednego jestem pewien. Życie jest trudne. Pełne wielu ciężkich decyzji i wyborów, poświęceń i strat. Jest jak rozlatujący się most wiszący nad przepaścią. Żeby dostać się na drugą stronę musisz go przejść. Nie ma innej drogi. Chyba, że spadniesz. Lecz jak zamierzasz go przejść zależy tylko od ciebie. W życiu trzeba starać się być sobą i nie ulegać otoczeniu. Nie dać sobą pomiatać ani rządzić. Wybierać słusznie i z rozsądkiem. Pomagać innym i dbać o tych, których się kocha. Pogodzić się z tym, że nie wszyscy mają swoje wymarzone i idealne życie. Tak na prawdę los kreujemy sobie sami, jednak czasem środowisko w jakim żyjemy też ma na niego wpływ. Życie zadaje wiele ciosów, po których na zawsze zostają blizny… Jednak trzeba brnąć przed siebie. Nie poddawać się. Nigdy.
            Kim jestem? Jestem dokładną kopią mojego brata bliźniaka. Choć może jestem trochę przystojniejszy. Zwykły ze mnie czarodziej, jeden z wielu rudych synów Artura i Molly Weasleyów, niewielka część tego skomplikowanego świata. Mała mrówka w wielkim mrowisku. Nikt istotny.
Dzieciństwo wspominam bardzo dobrze, mimo że w domu nigdy się nie przelewało. Od zawsze bowiem miałem wsparcie ze strony bliźniaka. Byliśmy ze sobą na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie. Zupełnie jak stare dobre małżeństwo. Dopóki los nas nie rozłączył był on nieodłączną częścią mego świata… Co ja wygaduję...? Nadal jest nieodłączną częścią mojego świata. Słyszysz bracie? Cząstka ciebie zawsze będzie we mnie. Zawsze! Nawet teraz, kiedy mnie zostawiłeś, ty egoistyczny sukinkocie!
Najtrudniejszą rzeczą, jaką musiałem zrobić w życiu, było wejście do budynku przy ulicy Pokątnej bez ciebie, bracie. To miejsce… Miejsce, w którym zawsze najważniejsze były dowcipy i dobra zabawa, nagle stało się posępne i przygnębiające. Jak mógłbym siedzieć w tym sklepie dzień w dzień i sprzedawać ludziom śmiech? Czułem, że nie mieli prawa się uśmiechać, nie w naszym sklepie, nie bez ciebie. Miałem ochotę przywalić każdemu, kto przekroczył próg sklepu. Jeszcze gorzej było, gdy pytali o ciebie stali klienci. Odpowiadałem im: "Egoistyczny skurwiel dał się zabić i zostawił mnie samego z tym cholernym sklepem". Dziwnie wtedy na mnie patrzyli, ale byłem z tego kontent. Chciałem, żeby czuli się winni, że spytali. Miejsce to zostało niczym innym, jak tylko jednym, wielkim, druzgocącym wspomnieniem chwil, które tam z tobą spędziłem. Każdy produkt wywlekał kolejne wspomnienie. Każde wspomnienie bolało zaś jak wbicie świeżo naostrzonego noża przez skórę prosto w mięśnie i głębiej – tak, że czuć pod nim twardą kość, a następne powolne i cholernie bolesne cięcie wzdłuż i w szerz. Jak rasowy psychopata ze skłonnościami do masochizmu. Czy jestem masochistą, zapytasz? Otóż jestemW końcu każdego dnia muszę oglądać twoją okropną gębę. Twoje oczy. Włosy. Piegi. A teraz nawet uśmiech. Twój uśmiech zawsze był nieco nieobecny. Teraz mój także taki jest. Nigdy nie byliśmy do siebie bardziej podobni niż teraz, gdy już nie żyjesz. Jasne, obaj byliśmy pierwszorzędnymi kawalarzami i świetnymi pałkarzami, ale byliśmy także jak sok dyniowy i Ognista Whisky. Ja podejmowałem ryzyko, a ty pociągałeś za sznurki i zawsze mnie kryłeś. Byłeś naszym mózgiem i kręgosłupem moralnym. Bardziej się wszystkim przejmowałeś i zawsze powstrzymywałeś mnie, kiedy wystawiałem duży palec u nogi poza granicę zdrowego rozsądku. Mam nadzieję, że wiedziałeś, że ja też zawsze starałem się ciebie wspierać i być przy tobie. Pomimo tego, wszystko schrzaniłem, tracąc cię z oczu wtedy, gdy naprawdę mnie potrzebowałeś.... Teraz staram się nie myśleć o tym, jak to wszystko by wyglądało, gdybym to ja walczył przy Percym zamiast ciebie.
Mama nie mogła na mnie patrzeć, nie płacząc przez pierwsze miesiące. Do diabła, sam na siebie nie mogłem patrzeć, kiedy spoglądałem w lustro. 
Byłeś jedynym, który mnie rozumiał — Percy twierdził, że jesteśmy niedorzeczni i nieodpowiedzialni, Bill był pochłonięty pracą, Charlie był zbyt zajęty tropieniem smoków, Ron pochłonięty był Hermioną i Harrym, a Ginny, no cóż, wiesz, jaka jest Ginny. Jestem wdzięczny losowi, że dał mi ciebie.
Zawsze myślałem, że wszystko będziemy robić razem. Razem poderwiemy jakieś laski, a potem założymy rodziny. Sądziłem, że będziemy sąsiadami, żeby nasze dzieci mogły razem dorastać…. Nie mówiłem Ci tego często, cholera… Nie pamiętam, kiedy ostatnio to powiedziałem, ale kocham cię, wiesz? Byłeś… To znaczy jesteś i zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Mam nadzieję, że wiedziałeś to, zanim opuściłeś ten cholerny świat.
Nasze imiona nic dla nas nie znaczyły. Fred i George, Gred i Forge. W imionach tkwi stara magia. Imię jest częścią ciebie, odzwierciedleniem twojej duszy. W czarodziejskim świecie oddanie go jest niczym zbrodnia. Nie, żeby nielegalne przedsięwzięcia były nam obce… Ale byliśmy bliźniakami, dwiema identycznymi kroplami świeżej porannej rosy, różnymi w swoim podobieństwie, idealnie wyważonymi. Wymienianie się imionami nie różniło się dla nas niczym od wymiany skarpet.
Może byłem trochę samolubny. Może nie powinienem był pozwolić ci kontynuować tej gierki, ale... No właśnie. Ale? Zrobiłeś to, co jak ci się wydawało miało mnie rozbawić. Moje imię i wizerunek ciągle nienaruszone, twoje bezuszne. Byłem przekonany, że w końcu wszyscy zorientują się, że to żart, ale wszystko stało się tak szybko. Jeden cholerny zielony błysk światła, potem drugi, i zostałeś mi zabrany…
Moje życie wywaliło się do góry nogami od kiedy cię przy mnie nie ma.  Są takie dni, kiedy przy każdej rozmowie, w każdej sytuacji zastanawiam się, co ty byś powiedział? Jak byś zareagował? Co byś zrobił na moim miejscu?
Pamiętasz Angelinę Johnston? Śliczną czekoladowooką Angie? Wiem, że zawsze ci się podobała. Nie mam pojęcia, czy naprawdę ją kocham. Skąd mam to wiedzieć? Wiem tylko, że ty byłbyś z nią szczęśliwy. Nie bądź głupi, bracie, nie zrezygnowałem z własnego życia, po prostu dzielę się nim z tobą. Przecież jesteśmy bliźniakami, zawsze będę stał za tobą murem. Codziennie, na każdym kroku, słyszę twoje imię. I to mi wystarcza.

* * *

Młody Weasley siedział zgarbiony przed granitowym nagrobkiem, obsypanym bukietami kwiatów. Słone łzy spływały sennie z czubka jego piegowatego nosa, a płomiennorude włosy opadały bezładnie na oczy, jednak wydawał się zupełnie nie zwracać na to uwagi. Palcem obrysowywał  imię wyryte głęboko w kamieniu - Fred Weasley.
- Jest mi o wiele łatwiej, gdy widzę tu moje imię zamiast twojego.